piątek, 9 września 2011

Boyar, Chardonnay, 2010, Dolina Tracka, Bułgaria

Boyar - subtelny magnat drewnianej intrygi.


Nie bez przyczyny wybrałem tę butelkę jako drugą w mojej wygrawerowanej w blogu historii konsumpcji wina. Domaine Boyar na swojej stronie chwali się swoją ekspertyzą od roku 1991, nota bede, z czasów początku bumu winiarstwa na świecie. To właśnie w tych latach działania takich ludzi, jak Robert Mondawi, sprawiły, że wino zeszło z salonów do dużego pokoju, a nawet nieraz i przedsionka domów zwykłych ludzi. To wtedy zaczął się dynamiczny rozwój technologii produkcji wina, jak i ułatwienie do niego dostępu. Tym samym też cena tegoż trunku stała się dostępna dla większej grupy ludzi.

Dlaczego akurat rok 1991? To 2 lata po upadku Muru Berlińskiego, rok, w którym konstytucja Bułgarii ustanowiła Republikę. Tak jak Polska stała się wolnym krajem. Związek Radziecki przestał być głównym konsumentem taniego, kiepskiego wina z Bułgarii, czy Rumunii. Na powrót producenci nabrali wiatru w żagle i popłynęli w stronę frontu zachodniego kapitalizmu, który wymaga jakości, a nie ilości. I tak oto w roku 2011 butelki z Domaine Boyar wpłynęły do portu w Dublinie, by podbić serca Irlandczyków. Do tego wina mam szczególny sentyment, gdyż zachowuje się tak samo, jak każdy emigrant w tym kraju... Stara się być uprzejmy, uśmiecha się nieraz przez zaciśnięte zęby i przede wszystkim... jest niewymagający i podejmie się każdej, nawet najmniej płatnej pracy. Żeby lepiej zabrzmiało, ma znakomitą cenę do swojej jakości. A pewnie gdy zdobędzie serca tubylców, podbije swoją cenę.. I tak oto płacąc niespełna €8 przygarnąłem Boyara do swojego domu, by go lepiej poznać.

Obróciwszy butelkę czytam, że to chardonnay z 2010 roku i pochodzi z Doliny Trackiej. Na stronie producenta dowiaduję się, że firma ma swoją siedzię w samej Sofii, natomiast winnice położone są w okolicy miasta Sliven, które leży u podnóża Gór Bałkańskich. Leży ono na wysokości Langwedocji i, jak sądzę, może być chłodzone przez wiatry płynące z morza Czarnego na zachód wzdłuż pasma Gór Bałkańskich. Zaiste warunki dla wina znakomite.

Pominąwszy opis smaku wina (nie chcę sugerować się niczyją opinią, a tym bardziej opinią sprzedawcy) czytam, że owocowość jest zbalansowana subtelnym wpływem dębu. Następnie przypominam sobie informację o roku zbiorów: 2010. Kolejna rzecz, która rzuca mi się w oczy, to metalowa nakrętka. Ponieważ wiem, że każdy producent zakręcając swoje wino metalową nakrętką recytuje na głos "chcę, by mój klient pił to wino dokładnie takie, jakie w tej chwili wpompowałem do tej butelki" w myślach dodając "nie chcę, żeby zepsuło się po pół roku, tylko pociągnęło ciut dłużej", to wnioskuję, że ów "subtelny wpływ dębu" nie pochodzi z dębowej beczki, tylko z dębowych kloców, niczym herbata moczonych w kadzi pełnej wina. By poprzeć moje podejrzenie przypomnam sobie cenę, jaką zapłaciłem za tę butelkę: €8. Żadne leżakowane w beczce Chardonnay nie będzie a) kosztowało €8, b) zakręcone metalową nakrętką c) po niespełna roku dostępne w sklepach. I d) (które nota bene będzie dość złośliwe z mojej strony) nie będzie określone słowami "balansowane subtelnym wpływem dębu", tylko "Trzymałem to cholerne wino w piekielnie drogich beczkach przez dwa lata, musiałem sprowadzać korek z Portugalii, który pewnie w kilku % moich butelek obróci wino w coś, co pachnie bardziej, jak mokry karton po telewizorze, niż wanilia, więc płać, psiakrew, €20!!".

Czego się spodziewam? Właściwie, to wiem dokładnie, gdyż w odróżnieniu od środowej La Garony, Boyara pozwoliłem sobie już zdrowo pociągnąć w imię piątkowej celebracji końca tygodnia pracy. Tym nie mniej mam na tyle bujną wyobraźnię, że potrafię zapomnieć o smaku tego wina tak samo, jak zapominam, ile można bezpiecznie wypić wina dziennie, by nie zaszkodzić zdrowiu.

Spodziewam się raczej bladego, jasnego koloru wina z uwagi na jego wiek. Również "subtelny wpływ dębu" nie wpłynął na moje oczekiwania co do koloru, gdyż, jak wyjaśniałem wyżej, leżakowane w dębie raczej nie było. I jak widać, tym razem nie pomyliłem się:
Czyste w kolorze wino rozlałem do trzech różnych kieliszków, gdyż, tak samo jak ostatnio, nie wiem, w którym zachowa się najlepiej:
Po zapachu nie spodziewam się złożonych aromatów z wanilii, miodu, kandyzowanych owoców, fig czy dojrzałego melona, jakie można wyłowić zaciągając się zapachem porządnym beczkowym chardonnay z Kalifornii, czy klasycznym Chassagne-Montrachet. Spodziewam się raczej dębowego aromatu i świeżych owoców, choć pewnie dąb będzie dominujący. Podnoszę pierwszy kieliszek do nosa i zaciągam się porządnie... (znów wybieram szkło od lewej do prawej). ...sniff...
Hmmm... może lepiej zapach skomentuję piosenką z jednego z moich ulubionych skeczów Monty Pythona:
Faktycznie subtelny wpływ dębu obrócił się w drewniane mordobicie. Aczkolwiek! Może to być efekt tego, że pierwszy kieliszek miał zbyt dużą misę i tym samym subtelne zapachy owoców nie przebiły się przez wybitnie niesubtelny aromat dębu? Pewnie też ciut już wyższa temperatura spowodowała uwydatnienie dębu?

Biorę zatem do ręki drugi kieliszek z serii Grape... W końcu! Nieśmiale przebiła mi się do nosa woń orzecha . Coś, co dobrze zapamiętałem z naszego pierwszego spotkania na jednym z tastingów w Mitchels & Son. Ten tasting był szczególny też ze względu na towarzystwo, w jakim byłem. Zaprosiłem bowiem moją koleżankę z Bułgarii i muszę powiedzieć, że trudno opisać mi zaskoczenie, gdy drugim winem w kolejce do próbowania był właśnie bułgarski Boyar! Jedno, co zapamiętałem, to wielkie oczy mojej bułgarskiej towarzyszki, gdy patrzyła na gro Irlandczyków i jednego Polaka (mnie) zachwycających się zapachem orzechów w winie. Sama nie spodziewała się na tastingu w Irlandii pić mało znane w tych stronach bułgarskie wino.

Niestety z pamięci muszę powiedzieć, że wcześniej, gdy wino było trochę chłodniejsze (z lodówki), to dębina nie była tak dominująca i potrafiłem wyłowić owocowe aromaty z rodziny brzoskwini, tudzież ananasu z aksamitnie kremowym podłożem, natomiast teraz, gdy wino się troszkę zagrzało, pokazało swoją niedoskonałość w balansie. Nawet sam producent zaleca "best served chilled". Jest taka zasada, że aby ukryć niedoskonałości białego wina, najlepiej go dobrze schłodzić. Mam wrażenie, że ta zasada jak najbardziej pasuje do mojego drewnianego Boyara. A ponieważ sam osobiście lubię zapach dębowego chardonnay, to nadal mam ochotę przejść do kolejnego etapu, jakim jest wychylenie kielicha na moją podniebienie.

Nim to zrobię, sięgnę po trzeci kieliszek, tym razem Eischa i sprawdzę, czy z niego wyłowię jakieś inne wonie. sniff... 

"I'm a lumberjack and I'm ok, I sleep all night and I work all day!!"

No to czas na ożenek wina z moim językiem.

Nieczęsto mi się zdarza, że smak wyciśnie ze mnie dużo więcej pozytywnych słów, niż zapach, ale muszę powiedzieć, że na podniebienie Boyar wyłożył mi dość typowe dla młodego wina smaki zielonych owoców, jak jabłko, czy wyżej wspomniana brzoskwinia, albo raczej taka średnio-dojrzała nektarynka. Oczywiście o dębie nie wspominam, gdyż wciąż jest dominującym smakiem. Z pewnością jest wytrawne ze średnio, albo może raczej dużą kwasowością. Natomiast ciało jest raczej lekkie, choć na oficjalnym tastingu raczej powiedziałbym, że średnie, by mieć większą pewność zdobycia punktu za poprawną odpowiedź. Zaskoczyło mnie również, że dość długo utrzymuje mi się na języku. Gdybym miał podjąć decyzję o jego jakości, to rzekłbym, że jest dobra i z pewnością rekomendowałbym Boyara do prostej pasty z sosem kremowym z kurczakiem tudzież jakąś wyrazistą rybą, np. grillowany pstrąg.

Byarze będziesz miał trudności za zachowaniem swojej osobowości w tym krwiożerczym kapitalizmie współczesnego winnego biznesu. Przybyłeś do nas z dalekiej krainy, oferujesz pracę za niskie pieniądze, którą bardzo doceniamy, natomiast gdy przyjdzie Ci w końcu prosić o przedłużenie pobytu i podwyżkę, to możesz zderzyć się z brutalną rzeczywistością i w efekcie pozostać na nisko płatnej roli. Choć życzę Ci najlepiej, to radziłbym Ci powrócić w przyszłości z bardziej szczerym i lokalnym charakterem, niż "subtelnie wpływającym dębem" i szczepem, który rośnie w każdym miejscu na świecie. W Europie ceni się indywidualność, gdyż w świecie globalnej konkurencji nie masz szans konkurować z wielkimi rekinami z wieloletnim doświadczeniem.

 Opal się, zapuść wąsa i nie imituj, proszę, dublińskiego akcentu...

1 komentarz:

  1. Thanks for bringing this up Michal. From the Bulgarian wines I would also recommend Terra Tangra Roto and Mavrud.

    http://www.terratangra.com/lang-en/wines/roto/45-roto

    http://en.wikipedia.org/wiki/Mavrud

    OdpowiedzUsuń